Pieczarkowo-cebulowa sojowa pasta do chleba, dla ułatwienia nazywana "smalcem" wegańskim robi prawdziwą furorę wszędzie tam, gdzie się pojawi. Aż trudno uwierzyć, że pokochał go mój tata, który delikatnie mówiąc jest kuchennym tradycjonalistą. Wiele razy słyszałam też, że w gruncie rzeczy to jest on smaczniejszy, niż smalec ze skwarkami.
Składniki:
200g oleju kokosowego/kostka margaryny roślinnej (np. planta)
1/2kg pieczarek
20g suszonych grzybów
100g granulatu sojowego
1kg cebuli
olej do podsmażenia cebuli
sól
pieprz
papryczka habanero/sos habanero
Grzyby namaczamy w wodzie, odstawiamy. Obieramy i w miarę drobno kroimy cebulę. Na oleju podsmażamy na złoty kolor. Ja lubię wręcz taką brązową, mocno przysmażoną. Olej zagwarantuje nam później lepsze smarowanie pasty.
Do cebuli dodajemy starte na grubych oczkach tarki pieczarki i posiekane drobno, namoczone grzyby. Smażymy do czasu, aż zupełnie wyparuje woda. Tymczasem wodą z grzybów namaczamy granulat sojowy. Kiedy z pieczarek i cebuli odparuje cała woda, dodajemy namoczony granulat sojowy, olej kokosowy (lub margarynę roślinną), sól, pieprz i ostry papryczkowy sos do smaku. Dusimy jeszcze chwilę.
"Smalec" sojowy przekładamy do słoików lub pudełka do przechowywania żywności, trzymamy w lodówce. Dużo łatwiej smaruje się ten na margarynie, ale ja robię go naprzemiennie z olejem kokosowym. Naturalnie, wzorem "prawdziwego smalcu" można dodać do niego także jabłko, ale ja nigdy tego nie robię. To smarowidło jest tak genialne, że trudno się powstrzymać od zjedzenia kolejnych kanapek. Te najlepiej smakują, oczywiście, z kiszonym ogórkiem.