Bez batonów żyć się nie da. A te w sklepach mają w sobie jedynie całą masę cukru i niewiele z nich korzyści. Dlatego warto poświęcić popołudniową godzinkę, żeby potem przez kilka dni objadać się cudowną bombą energetyczną dla organizmu i mózgu. No i cieszyć się wspaniałym smakiem domowych batonów.
Potrzebujemy:
1 puszkę mleka skondensowanego - niesłodzonego!
orzechy - proponuję po sporej garści przynajmniej 3 rodzajów (ja daję obowiązkowo pistacje, nerkowce i laskowe)
suszone owoce - i tu znowu po garści i według upodobań: mogą być morele i ananas (bo najpopularniejsze), żurawina i wiśnia (bo zaostrzają smak), kiwi (bo ma fajny kolor), kantalupa i karambola (jak ktoś ma ochotę zaszaleć finansowo, bo to droższe od pozostałych)
pestki słonecznika i/lub dynii
i do dzieła!
owoce kroimy - można drobno, a można po prostu od niechcenia.
Na orzechy mam inny patent: zawijam je w czystą ściereczkę i traktuję tłuczkiem do mięsa ;)
Słonecznik i dynia wymagają jedynie wysypania z torebki.
Wszystko razem wrzucamy do dużej miski...
...i wlewamy całą puszkę mleka. Teraz już wystarczy wymieszać i wyłożyć na blachę do pieczenia ciasta (oczywiście z papierem do pieczenia).
A po wyjęciu wygląda to tak:
I teraz najtrudniejsze zadanie: trzeba poczekać aż batony wystygną (najlepiej do rana) - tylko wtedy uda się je pokroić na mniejsze kawałki.
Taka przekąska bez jednego grama białego cukru jest baaardzo sycąca, dlatego świetnie sprawdza się w pracy, albo na wyjeździe. Dodatkowo to samo zdrowie, więc możemy się obżerać nie mając wyrzutów sumienia :)
Smacznego!