czytacie jedzenie? ja zaczęłam kilka lat temu. i z dnia na dzień jestem coraz bardziej przerażona. wyprawa do sklepu jest jak przejście przez pole minowe wkoło guantanamo. wszędzie miny w postaci e-dodatków. ale wygrać żywieniową wojnę się da! w dodatku bezmięsnie i smacznie. sami zobaczcie :)
piątek, 14 września 2012
paprykory
papryki towarzyszyły mi przez całe wakacje. a właściwie były ze mną od zimy. sprawa skomplikowana - być ogrodnikiem w środku miasta. wiele się nauczyłam przez ten czas ale.. po kolei!
papryki pojawiły się z..makro. tylko tam właściwie można od czasu do czasu kupić habanero. ta papryczka - właściwie zupełnie niepozorna - przez długi czas nie miała sobie równych i uważana była za najbardziej ostrą paprykę świata. jest nawet kilkaset razy bardziej ostra niż sos tabasco. habanero znaczy tyle co "z havany".
fascynacji paprykami nie da się zatrzymać. toteż na balkonie pojawiły się krzaczki habanero, bhut jolokia, jalapenio i chili westlandia.
niestety - na początku czerwca na krzaczkach na balkonie pojawiły się mszyce. mleko z wodą pół na pół zadziałało ale też mocno przydusiło rośliny. dużo lepszy okazał się czosnek - ale wyciskany w sokowirówce i filtrowany przez filtr do kawy, żeby nie zatykał spryskiwacza. ważna jest tu systematyczność - trzeba psikać wredoty co najmniej raz dziennie i to megadokładnie.
na litr wody daję pół główki czosnku. działa świetnie.
dodatkowo między papryki postawiłam doniczkę z miętą bo one podobno nie lubią zapachów wyraźnych i dominujących. kot niestety na mszyce nie poluje..
ale do sedna - po co te papryczki. ano - do sosów. i na tabasco. trzeba pamiętać jednak że papryki te są bardzo bardzo ostre. koniecznie trzeba unikać kontaktu ich soku ze skórą. trzeba także uważać na ciekawskie zwierzęta i dzieci. kłopoty wciąż są jednak warte efektu. przepisy pojawią się wraz z dojrzewającymi owocami!!